-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Przekrój" -
Tytuł
4x Teatr Wielki -
Data
05.12.1965
-
Treść recenzji
„Straszny dwór” wybrany został na pierwszą „wielką galę" nie najbardziej szczęśliwie. Gdy podnosi się specjalna kurtynka malowana w piękne słuckie pasy, jesteśmy jak najlepszej myśli. Zainteresowanie jednak stopniowo opada. Ambitne zamierzenie, aby pokazać „Straszny dwór" w całości, bez skreśleń, w praktyce niezupełnie się sprawdziło, nadmiernie rozwlekając spektakl. Nigdy prawie nie wykonywana, piekielnie trudna, blisko dziesięciominutowa aria Hanny na początku czwartego aktu mocno znużyła publiczność, mimo, że znakomicie śpiewała ją Halina Słonicka. Rozchmurzyła się widownia dopiero podczas wspaniałego, chyba jeszcze nigdzie nie pokazanego z takim rozmachem mazura (układ Zbigniewa Kilińskiego). / „Straszny dwór", który dramaturgicznie w ogóle nie jest zbyt atrakcyjny i stanowi raczej zestaw pięknych obrazków obyczajowych Polski z początku XVIII wieku, powinien akcentować tę polskość także w kostiumach i dekoracjach. Niestety scenografia jest jedną z najsłabszych stron spektaklu; kostiumy wypadły zaskakująco nieciekawie i obco (ani jednego prawdziwego kontusza, ani jednej delji, nawet kołpaka). / Stefana i Zbigniewa śpiewali Paprocki i Kossowski, Hannę i Jadwigę — Słonicka i Szczepańska, Miecznika — Hiolski, Skołubę — Ładysz, nasz znakomity bas-baryton, który - jak wiadomo - przy pierwszych swoich słowach na scenie tak rąbnął o podłogę trzymaną w ręku dubeltówką, że złamał ją na pół. Słyszeliśmy zatem naszych najlepszych. Ci, którzy odbierali operę przez radio i telewizję, zachwycali się klasą wokalną przedstawienia. Na widowni natomiast głosy nieco ginęły, przytłaczane instrumentalnym tutti. Dyrygował Rowicki, jak na razie na pewno znacznie lepszy na koncertach, niż w orkiestralnej fosie opery, reżyserował Merunowicz, zupełnie nieciekawie. / Program (w cenie 18 zł) obejmuje około 160 stron druku. Czytam go jeszcze do dziś! Interesujący.