-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Kierunki" -
Tytuł
"Borys Godunow" - sukces Opery Warszawskiej -
Data
13.03.1960
-
Treść recenzji
Ludzie dzielą się na tych, którzy opery nie znoszą, i tych, dla których premiery widowisk muzycznych są wielkim wydarzeniem w życiu. Tym ostatnim właśnie pragnę poświęcić recenzję o wspaniałym wystawieniu opery Modesta Musorgskiego „Borys Godunow" przez zespół Państwowej Opery Warszawskiej. / Jest to bodajże szczytowy punkt dotychczasowych osiągnięć tej placówki w jej jakże kapryśnej linii wzlotów i upadków. / „Godunow" wymaga ogromnego i doskonałego aparatu wykonawczego, a w szczególności uniwersalnego pod względem wokalnym i aktorskim interpretatora postaci tragicznego synonimu odwiecznego konfliktu władzy jednostki i interesów ogólnych — Borysa Godunowa. Po długim okresie interregnum znaleziono wreszcie takiego wykonawcę. Jest nim Bernard Ładysz, któremu po serii wspaniałych sukcesów na scenach operowych Europy miano łaskawie zaofiarować gościnne występy w operetce (sic!), a dopiero później odbył się jego „triumfalny wjazd na wielorybie” pod światła rampy „Romy”. / Ładysz uczynił z Godunowa postać jak najbardziej sugestywną i przytłaczającą w swoim majestatycznym tragizmie. Jego basso cantante nie ma obecnie w Polsce równych i miejmy nadzieję, że przejdzie on do historii opery jako najoryginalniejszy śpiewak operowy okresu powojennego. Tuż obok niego należy wymienić jednego z najlepszych młodych dyrygentów operowych — Jerzego Semkowa. Jeżeli Ładysz kreuje Godunowa w sposób niepowtarzalny, to wydaje się, że Semkow jest jego promotorem. Przez wiele lat orkiestra Opery Warszawskiej czyniła wszystko, aby dzieła wystawiane na tej scenie były pod względem muzycznym niepodobne do ich oryginalnej wersji. Obecnie okazuje się, że zespół orkiestrowy jest równie doskonały, jak jego dyrygent. Czemu należy przypisać tę specyficzną metamorfozę zespołu, wie tylko sam dyrygent. Pracę Semkowa znać było nawet w szczegółach, a partie solistów czy chóru były przez niego prowadzone pieczołowicie od początku do końca. / Doskonały jest Kazimierz Walter w roli Pimena. Dysponuje on miękkim, a zarazem silnym głosem, co przy jego muzykalności i dobrych warunkach aktorskich daje w efekcie interesującą kreację. / Barbara Miszel jako Maryna była bardzo dobra zarówno wokalnie, jak i scenicznie. Modulacja przejścia z roli ambitnej carowej in spe do udanej miłości była bardzo subtelna. Doskonali aktorsko — Edward Pawlak w roli Waarłama oraz Zenon Wójciak jako Missaił — wokalnie zaprezentowali się mniej ciekawie, szczególnie dotyczy to Pawlaka, który słynną arię frygijską — „było to w sławnym mieście Kazaniu” — potraktował ekspresyjnie wspaniale, ale dynamicznie słabo. / Wystawienie „Borysa Godunowa” jest rewelacją sezonu muzycznego stolicy na przestrzeni piętnastolecia. Reżyseria Aleksandra Bardiniego to jeszcze jeden powód do zachwytu. Bardini posługuje się tłumem jak własną garderobą, a niektóre sceny zespołowe przypominają najlepsze filmy batalistyczne oraz rzeźby grupowe Gustava A. Vigelanda. Jest to jedna z najlepszych prac reżyserskich, naszych scen operowych okresu powojennego. / Teresa Roszkowska — jeden z najlepszych scenografów i kostiumologów w Polsce — ogólnie zasłużyła na pochwały. Z ciężkiej, cerkiewno-bizantyjskiej architektury wyłowiła elementy jak najbardziej charakterystyczne, przystosowując ją do współczesnych wymogów odbiorcy. Sceny kameralne (cela Pimena z ikoną oraz wnętrze Kremla) należy zaliczyć do wybitnych osiągnięć Roszkowskiej. Natomiast obrazy plenerowe (oprócz parku w Sandomierzu) mogłyby być przedmiotem dyskusji. / Nagromadzenie kopuł soborów na maleńkiej scenie „Romy” jest zbyt przytłaczające i dominuje efekt przestrzenności. Z tego wynika, że wzdychanie do przeprowadzki na scenę Teatru Wielkiego powinno być tak głośne, aby doszło do uszu architektów i budowniczych, którzy ostentacyjnie powoli śpieszą się z jego ukończeniem.