-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Słowo Powszechne" -
Tytuł
Borys Godunow w Operze Warszawskiej -
Data
7.02.1960
-
Treść recenzji
Radośnie rozdźwięczały się cerkiewne dzwony zarówno na koronację cara Borysa w Uspienskim Kremla soborze, jak i na rozpoczęcie nowej, oby lepszej ery w Operze Warszawskiej. Z całą, niczym nieumniejszoną potęgą wyrazu, przedstawiono nam po blisko rok trwających przygotowaniach, narodowy dramat, muzyczny Musorgskiego - dzieło genialne. (...) Dobrze rozpoczął swe rządy w Operze Warszawskiej jej dyrektor i kierownik artystyczny, Jerzy Semkow. Młody to jeszcze człowiek, ale już wysokowartościowy, inteligentny, posiadający świetną szkołę, najlepsze i rozliczne wzory i doświadczenie kapelmistrz. Posiada dobrą technikę, dyrygując przeważnie senza battuta, ręką lekką i wymowną, o ruchach konkretnych i bardzo zdecydowanych . Umie narzucać swą dyscyplinę i wolę, umie trafnie interpretować muzykę, a nade wszystko umie – co zauważyliśmy na premierze – poderwać solistów i zespoły do intensywnej i solidnej pracy. W pierwszej linii, tylko jemu zawdzięczamy to przedstawienie „Borysa”, które uznajemy za jedno z najlepszych, jakie w ogóle oglądaliśmy. / Reżyser Aleksander Bardini oraz scenograf Teresa Roszkowska wykazali tu pracę, dla której należy mieć również duże uznanie. Można by co prawda poddać pewnej krytyce niewyzyskanie świateł (np. Obraz II), nie zawsze trafną obsadę w rodzaju głosu (Pimen), a zwłaszcza charakteryzację i ogólny wyraz (Szujski). Mimo swych coś 20 kopuł, Kreml stanowczo za skromny, a portale soborów za niskie. Karczma pozbawiona była jakichkolwiek cech narodowościowo-geograficznych a kostium Maryny jakby za skromny. Poza tymi, drobnymi zresztą usterkami, całość reżyserii i stała na poziomie poważnego teatru i dobrego malarstwa. Godzi się nadmienić, że realizatorzy przedstawili nam oba obrazy Prologu, skreślili cały I obraz Sandomierza wraz z postacią Rangoniego, przywracając natomiast scenę przed soborem Wasila Błażennego, kończąc operę obrazem pod Kromami. Tragiczny jęk steranej „duszy prawosławnej", uosobiony przez „nawiedzonego Nikołkę" i klęczący w ciemnościach tłum biednego ludu, stanowi w swym krańcowym nihilizmie, milczeniu i cmentarnej ciszy - najprawdziwszą syntezę. (...) Borys Bernard Ładysza to duży jego triumf. (...) Franciszek Arno jako Dymitr interesował pięknem swojego materiału głosowego. Za akrobatyczny skok przez okno należy mu się osobne uznanie. Szujski M. Szopskiego byłby całkiem na miejscu, gdyby nie wadliwa charakteryzacja, która nie dawała mu wyrazu ani kniazia, ani intryganta. Pimen K. Waltera dysponował ładnym, ale zbyt w tej roli młodym głosem. (...) Jeśli o panie chodzi, wszystkie przedstawiały dobry i całkowicie wyrównany poziom. A więc uroczo wyglądająca i o pięknym, metalicznym głosie Maryna B. Miszel, fertyczna Karczmarka B. Brun-Barańskiej, pełna wyrazu Niania Fr. Denis-Słoniewskiej oraz wyjątkowo udane dzieci Borysa, A. Kossakowska (Ksenia) i A. Malewicz (Fiodor). (...) Dobrą innowację stanowi „przebudzenie się" wreszcie nieruchawej kurtyny oraz ciekawa redakcja programu ze streszczeniem libretta w 5 językach. Premierę „Borysa" publiczność przyjmowała owacyjnie. Może za bardzo. A już po spektaklu pokazywano nam jakieś zorganizowane przemarsze jezuitów, popów trzeźwych i popów pijanych, co mogło wywołać wrażenie, że jest to jeszcze obraz X „Borysa". Tego rodzaju rewia coś niecoś uchybiała zarówno miejscu, jak i wykonanemu dziełu.