-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Kultura" -
Tytuł
Bronię "Macbetha" -
Data
27.11.1985
-
Treść recenzji
W sumie było to dla mnie przeżycie bardzo inspirujące i — jak sądzę — zyskaliśmy na scenie stołecznej nie ograną i wartościową pozycję repertuarową. / Za główny walor warszawskiego „Macbetha” uważam inscenizację i reżyserię. Marek Grzesiński, Wiesław Olko i Irena Biegańska stanęli tu na wysokości zadania, opracowując widowisko zwarte, logiczne, urodziwe, poprawnie prowadzące śpiewaków i sprawnie rozgrywające sceny zbiorowe. Zwróciło też moją uwagę bardzo nastrojowe, sugestywne oświetlenie. / Jeśli coś mnie w samym widowisku zastanowiło, to jedynie pewna skłonność do efektów. Zaskakujący był pomysł lądowania gromady wiedźm „z przestworzy” na scenę, sam w sobie uzasadniony, lecz i po trosze komiczny, kiedy czarownice musiały wyswobodzić się na oczach widzów z pasków spinających swoje siodełka. Ale w operze margines umowności jest przecie bardzo szeroki. Mniej logiczne, bo zgoła nieprawdopodobne były schody podnoszące się jak zwodzony most ku sypialni królewskiej. Zrzucenie z owych „zwodzonych” schodów łoża z zamordowanym przez Macbetha monarchą, wydało mi się już tylko niewiarygodnym — właśnie — efektem dla efektu.