-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Przegląd Kulturalny" -
Tytuł
Haendel w Operze Warszawskiej -
Data
17.05.1962
-
Treść recenzji
Po raz pierwszy od bardzo wielu lat na deskach warszawskiej sceny operowej zagościł Haendel. Dwa są powody, dla których dobrze się stało, że dyrektor Bohdan Wodiczko zaplanował i wystawił „Cezara”. Pierwszy powód – to sprawdzian przygotowania naszych śpiewaków do wykonywania muzyki o wyraźnie określonym stylu i specyfice, drugi zaś – to sprawdzian samokrytycyzmu wobec usterek i błędów, wobec własnej niezaradności w poruszaniu się zarówno na barokowej pięciolinii, jak i na scenie w sytuacjach, gdzie patetyczne gesty z „Cyganerii” nie wystarczają. Wielki sukces odniósł Mieczysław Mierzejewski, który wydobył z orkiestry barokowy puls i specyficzny dla tej muzyki klimat. Orkiestra grała czasami nieczysto, nie najpiękniejszą barwą, ale to był Haendel, krzepki, zdrowy, pełen wigoru i swoistego wykwintu. Spośród solistów największe wrażenie sprawiła Barbara Miszel, która w tragicznej roli Kornelii ujęła nie tylko kunsztem wokalnym (śpiewała bardzo wyrównanym, opanowanym i pięknym głosem), ale przede wszystkim głęboką ekspresją, płynącą z każdej nuty oraz prawdziwie królewską godnością i naturalnością. Podobne słowa szczerego uznania należą się również Kazimierzowi Pustelakowi, który jako Sekstus, syn Kornelii, tworzył z Barbarą Miszel znakomicie wyrównany duet. Dla samej sceny pożegnania (koniec I aktu) warto przyjść na Nowogrodzką i… zostać aż do końca przedstawienia.