-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Trybuna Mazowiecka" -
Tytuł
Holender tułacz -
Data
23.04.1981
-
Treść recenzji
Warszawska inscenizacja „Holendra tułacza" jest dziełem reżysera z Niemieckiej Republiki Demokratycznej Erharda Fischera. Dla osób, które tę operę już kiedyś oglądały, przedstawiona obecnie wersja jest zaskakująca, delikatnie mówiąc: dziwna. Odziera ona dzieło Wagnera z uroku starej, romantycznej legendy o potępionym Holendrze błąkającym się po morzach na statku-widmie. Reżyser zastosował najgorsze, co może tego rodzaju dziełu zaszkodzić — „urealnił" legendę, potraktowawszy ją jako koszmarny sen córki norweskiego żeglarza — Senty, zakochanej w... portrecie Holendra. / Muzycznie „Holender tułacz"nie jest łatwy do realizacji. Pod tym względem zespół Teatru Wielkiego stanął na wysokości zadania. Orkiestra i chór, wzmocniony Chórem Męskim Centralnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego pod dyrekcją Antoniego Wicherka brzmią bardzo dobrze. / Scenograf, Roland Aeschlimann (Szwajcaria) znakomicie rozwiązał scenę z widmowym, niesamowitym okrętem, wykorzystując świetne możliwości techniczne naszej sceny. Sprzeciw jednak musi budzić więzienny niemal wygląd wnętrza domu Dalanda i jego córki Senty. / Opuszczamy teatr z mieszanymi uczuciami, z żalem do reżysera za zniekształcenie pięknej legendy i idei Wagnera, za przesadne manipulowanie wykonawcami, przede wszystkim miotającymi się po scenie tłumami — bądź to marynarzy, bądź to prządek.