-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Odrodzenie" -
Tytuł
Mistrzowie i Małgorzata w Teatrze Wielkim -
Data
20.06.1987
-
Treść recenzji
Muzyka Kunada nie jest skutkiem libretta, ale bezpośrednim skutkiem żarliwego i szczerego przeżycia powieści Bułhakowa. / Zdecydowanie wyróżnić trzeba tytułową parę: Krzysztofa Szmyta, jak zawsze świetnego aktorsko i coraz lepszego wokalnie. Głos tego unikalnego, niezwykle wszechstronnego tenora, z każdą premierą nabiera blasku i siły, interpretacje są coraz dojrzalsze. Rośnie nam chyba w operze prawdziwy gwiazdor na miarę Domingów i del Monaców. Śpiew Jadwigi Teresy Stępień, choć w partyturze nie ma feerycznych popisów dla tego świetnego mezzosopranu, budzi uznanie solidnością techniki, intonacji i muzycznej inteligencji wykonawczyni. Znakomici są: Ryszard Morka jako poeta Bezdomny, młodziutki Jacek Parol w roli niepoprawnego Fagota, Jerzy Artysz - Piłat i Ryszard Cieśla - Jeszua. Nie usłyszeliśmy, niestety, jak śpiewa sam Woland kreowany przez Jerzego Ostapiuka. Książę Ciemności nie życzył sobie widać żadnych operowych dublerów i zesłał na artystę taką chorobę gardła, że o śpiewaniu nie było mowy. Dobrze jednak, iż mimo ciężkiego stanu i temperatury Jerzy Ostapiuk wyszedł na scenę. Inaczej premierę wzięliby diabli. / Po raz pierwszy dokumentnie zgłupiałem od własnych analiz. Nie wiem, jak ten spektakl ocenić. Czy jako pęknięte arcydzieło? Brylant ze skazą? Jak bowiem wymazać ze świadomości tekst Bułhakowa, kiedy wszyscy wokół mówią cytatami z powieści? Dlaczego znakomita muzyka, reżyseria, scenografia, wykonanie nie tworzą tego, co daje lektura Bułhakowa? Bo nie powstaje żadna całość. Wszystko funkcjonuje oddzielnie.