-
Autor
-
Tytuł czasopisma
Kwartalnik Polskiej Sekcji ISME -
Tytuł
Najprawdziwszy teatr muzyczny -
Data
1993
-
Treść recenzji
W warszawskim Teatrze Wielkim zdarzyło się skromne widowisko, bliskie ideału, przedstawienie pozbawione słabych stron: „O królewnie, co spać nie chciała" (premiera 25 X1992 r.). Tekst napisał wybitny poeta Jerzy Harasymowicz, tworząc opowieść pełną ogromnego wdzięku i humoru, i żywo obchodzącą każde dziecko: któreż z nich lubi chodzić spać? Oto treść: Król Lul płacze ze zmartwienia, jego łzy zapełniają miednice i wanny; „córy Rajskiej Konfitury" nie mogą skłonić do snu ani opowieści pięćdziesięciu babć, ani łakocie, egzotyczne podarki, ani też koncert. Dwór z Szambelanem, Kapelanem i Paziem, Sejm, Cyrulik i Astronom - nikt nie umie temu zaradzić. Wreszcie na królewskie orędzie zgłasza się Poeta z mruczącym sennie Kotem, i w nagrodę za uśpienie poślubia Królewnę. Na weselu cieszy gości taniec Pantoflarza, taniec Piekarza, taniec Grzecznej Skakanki oraz taniec Szalonej Skakanki. I brzmi śmiech. / Został tu, jak widać, zabawnie odwrócony klasyczny schemat bajki o śpiącej królewnie, a znana fabuła (król, córka i perypetie prowadzące do wesela) naszpikowana tak świetnymi, czysto teatralnymi pomysłami, że ma się wrażenie obcowania z utworem całkowicie oryginalnym. Reżyser Hanna Chojnacka - doświadczony choreograf, pedagog tańca i utalentowany reżyser operowy - wprowadziła dla urozmaicenia akcji, znajdując zrozumienie u autorki scenografii, Barbary Kędzierskiej, trzy różne gatunki teatru. Mamy zatem do czynienia z teatrem lalkowym, teatrem ruchliwych, śpiewających dzieci i z baletem. Są nawet elementy magii i cyrku. Spektakl toczy się w tajemniczym półmroku, a mistrz ceremonii we fraku i cylindrze przechadza się po scenie na wysokich szczudłach i swą laseczką przemienia okienka w wiszącej świetlistej kratce, która przypomina ni to klockową układankę, ni to ramki haseł telewizyjnego „Koła Fortuny". Lalkami grają jak rekwizytem, a także uczestniczą w tańcach uczniów warszawskiej szkoły baletowej chórzyści z „Alla Polacca" przy Teatrze Wielkim. Im właśnie przedstawienie zawdzięcza znakomite, szybkie tempo, absolutną naturalność działań scenicznych, spontaniczne aktorstwo i nieprawdopodobną dyscyplinę ruchu i śpiewu. Wydaje się, że chór osiągnął w tym przedstawieniu nowe artystyczne sprawności. / Dyrygentka „Alla Polacca" i zarazem kierownik muzyczny premiery, Sabina Włodarska, ma w niej rolę żwawej babci i niekiedy naprawdę dopada z księgą bajek - w istocie księgą nut, czyli partyturą - fotela, co nie przeszkadza jej całkiem jawnie, choć w dosłownym biegu, dyrygować „Królewną". / Instrumenty, również na widoku, nie zajmują wiele scenicznego miejsca: są to dwa fortepiany i perkusja, a młodzi muzycy grają na nich z pełnym profesjonalizmem i wyrazem. Wykonują muzykę Łodzianina, Andrzeja Hundziaka, która słuchana, sprawia wrażenie prostej i potocznej, jednakże w harmonii i barwie operuje językiem nowoczesnym, ani raz nie ześlizguje się w melodyczny banał, zaś formotwórczą energię czerpie z rytmu. / Długi podest pośrodku sceny - dekoracja-podium dla gry z lalkami i parawan zarazem - pozwala na błyskawiczne następstwo zdarzeń. Ubiory, z niezbędnym rysem teatralności, cechuje zwyczajny młodzieżowy styl. Jedynie kostiumy małych tancerzy bliższe są baletowym tradycjom. Należy do nich m.in. Służka Królewny, sześć Stworków fruwających za nią w orszaku, wreszcie sama bohaterka tej baśni. Jeżeli Weronika Świderska pozostanie w trudnym zawodzie tancerki, rolę „Królewny, co spać nie chciała" ma prawo uznać za pyszny początek. Lotna jak iskierka, o psotnym uśmiechu oczek, długich uszkach Plastusia, piersiątkach - guzikach, migała szkarłatnymi pantalonami i błyskami małej korony, dokazując po całej scenie. / W sumie „O królewnie, co spać nie chciała" reprezentuje rzadki rodzaj spektaklu: wymyślony przez czworo jednych dorosłych, z czworgiem zaledwie innych dorosłych na scenie (dyrygentka i troje instrumentalistów), w dziecięcym wykonawstwie opiera się na autentyzmie dziecięcych reakcji i zachowań. W swej idei synkretycznego teatru także wydaje się tkwić w tym samym świecie: dziecko przecież z łatwością przechodzi z mowy do śpiewu, i z zabawy do tańca. Doprawdy nie żartuję, twierdząc, iż warszawski Teatr Wielki, wystawiwszy utwór Hundziaka-Harasymowicza, dał jedną z lepszych, choć niestety nie zauważonych, premier ostatnich sezonów.