-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Express Wieczorny" -
Tytuł
Otello pokonał złą passę -
Data
09.04.1969
-
Treść recenzji
Sukces „Otella” Verdiego w Teatrze Wielkim można sprowadzić do jednego stwierdzenia: powstał spektakl znakomity dlatego, że jego realizatorzy uniknęli tworzenia tego, czym „Otello” nie jest. Nie jest już szekspirowskim dramatem z podtekstem, ale jedyną tak wyjątkowo udaną muzyczną adaptacją Szekspira. (…) Muzyka pod batutą Jana Krenza staje się nie tylko żywym termometrem wszystkich wydarzeń na scenie, ale tłumaczy je, uzasadnia, dyktuje. Dzięki niej stara maszyneria operowa z zardzewiałą konwencją, schematami i manekinami nagle zaczyna bez zgrzytów funkcjonować. W fosie orkiestrowej rysują się sytuacje, charaktery, gra namiętności i wielkie, psychologiczne crescendo zazdrości. Znakomicie śpiewające chóry, soliści, orkiestra, wszyscy łączą się w precyzyjną całość. Akustyka została pokonana. Wydobyta przez dyrygenta dramaturgia muzyczna „Otella” jest kreacją na światowym poziomie. / Dzięki niej reżyseria Aleksandra Bardiniego mogła zagrać swoją czystością, rezygnacją ze zbędnych efektów, korzystnym dla brzmienia głosów ustawieniem śpiewaków. Nie oznacza to rezygnacji z teatralnej sztuki dla oczu, z kontrastu między scenicznym ruchem a osadzeniem pojedynczych postaci w wielkiej pustce sceny, z wyzyskaniem głębi scenicznej w III akcie, z teatralnej sugestii prawdy. (…) W „Otellu” są dobre kreacje wokalne i aktorskie głównych sylwetek. Tenorzy bohaterscy są dzisiaj na wagę złota i obu Otellów należy cenić: Romana Węgrzyna za wolumen brzmienia i niektóre wspaniałe miejsca, choć barwa bywała czasem zduszona, a Henryka Kłosińskiego za wyrównany i szlachetny timbre, którego można słuchać bez niespodzianek. Najcenniejszą cechą głosu Krystyny Jamroz jest to, co śpiewacy nieładnie, ale celnie nazywają „mięsem”. Czasem uciekło, czasem zadrżało jakieś piano, ale pełnia i zabarwienie tego dramatycznego sopranu wytwarzały erotyczny klimat, potrzebny dla upewnienia, że zdrada jest potencjalnie możliwa na tym świecie, bo bez tego nie byłoby ani tragedii Szekspira, ani opery Verdiego. (…) Barbara Nieman wyposażyła graną przez siebie postać Desdemony w wystarczającą ilość tkliwej niewinności, przede wszystkim swoim pięknym śpiewem, w barwie, ustawieniu i czystości wyzwolonym z problemów.