-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Rzeczpospolita" -
Tytuł
Podziękowania dla reżysera -
Data
10.04.2000
-
Treść recenzji
Tym, którzy twierdzą, iż reżyser nie powinien mieć wielkiej władzy w operze, bo najważniejsza jest muzyka, należy zalecić obowiązkowe obejrzenie spektaklu „The Music Programme". To właśnie reżyser nadał temu utworowi życie. Wykreował własny, sceniczny świat, sam utwór traktując jako inspirujące tworzywo. Reżyser ten nazywa się Krzysztof Warlikowski. / Jednoaktowa, ale dość rozbudowana opera „The Music Programme" jest rodzajem muzycznego żartu. Roxanna Panufnik nie próbuje tu szukać własnego języka, lecz bawi się konwencjami. I stworzyła smacznie przyrządzoną mieszankę, w której można odnaleźć elementy jazzu, muzyki afrykańskiej i latynoamerykańskiej, ale również coś z Bacha, Mozarta i niemieckiej awangardy naszego stulecia. W tak różnorodnych stylach czuje się swobodnie, a najsłabsze wydają się tu fragmenty-łączniki, widoczne jak nici zszywające poszczególne części starannie zaprojektowanej kreacji. Podkreślić natomiast należy, że Roxanna Panufnik umie pisać muzykę wokalną. Zna możliwości ludzkiego głosu i troszczy się o to, by ładnie go wyeksponować, co zaś z reguły lekceważą kompozytorzy współcześni. / Jej muzyka także umiejętnie charakteryzuje postaci. Samo libretto ma bowiem nader wątłą akcję, a bohaterowie są papierowi. Na szczęście w Warszawie całością zajął się Krzysztof Warlikowski, jeden z najmodniejszych obecnie reżyserów teatralnych, ale również jak Roxanna Panufnik debiutujący w operze. Powinna mu ona szczególnie podziękować, bo stworzył spektakl prawdziwie intrygujący, niepokojący i groteskowy zarazem. Na małej scenie wprost czuje się duszny, gorący klimat Afryki, gdzie rozgrywa się akcja. Przedstawienie ma dobre tempo i kryje w sobie parę niespodzianek dla widza. A co najważniejsze - jednowymiarowi bohaterowie okazują się postaciami o zagadkowej psychice, reżyser świetnie ich bowiem zróżnicował. Wszyscy zresztą wykonawcy z międzynarodowej obsady swobodnie dopasowali się do konwencji zaproponowanej przez niego, ale z tego bardzo wyrównanego zestawu koniecznie wyróżnić trzeba Adama Kruszewskiego za kapitalnie nakreśloną postać kompozytora-maksymalisty i zarazem męża zżeranego zazdrością o niewierną żonę. Nie byłoby również tego spektaklu, gdyby nie Wojciech Michniewski, który poprowadził muzyków oraz śpiewaków z lekkością i odrobiną humoru, doskonale wczuwając się w klimat zabawy zaproponowanej przez Roxannę Panufnik.