-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Rzeczpospolita" -
Tytuł
Powrót "Macbetha" -
Data
26.11.1985
-
Treść recenzji
Jeśli premierę „Macbetha" Giuseppe Verdiego w Teatrze Wielkim w Warszawie można uznać za sukces, to jest to zasługą trzech mężczyzn. Niestety, żaden z nich nie występuje na scenie. / Tylko jeden odbiera należne mu oklaski, gdyż przez całe przedstawienie obecny jest w kanale orkiestrowym: Andrzej Straszyński - dyrygent ciągle nie w pełni doceniany, a wierny Teatrowi Wielkiemu. Prowadził orkiestrę z ogromną dyscypliną, wydobywając całe bogactwo muzyki. / Drugi współautor owego sukcesu to Bogdan Gola. Od momentu objęcia przez niego kierownictwa, chór poczynił ogromne postępy. A partie chóralne „Macbetha", jak zresztą zawsze u Verdiego, są ozdobą opery. Tym razem chór Teatru Wielkiego nie tylko świetnie śpiewa - choć przydałyby się jeszcze drobne korekty w scenach czarownic - ale i przekracza barierę, istotną dla osiągnięcia artystycznego efektu. / Ten trzeci zaś to inscenizator i reżyser przedstawienia, Marek Grzesiński, mimo iż jego praca wzbudzi zapewne sporo kontrowersji. Realizując operowego „Macbetha" zrezygnował bowiem z taniej widowiskowości i sztucznego rozmachu, o który u Verdiego łatwo. / Reżyser stworzył spektakl teatralny, pełen ciekawych rozwiązań (sceny z czarownicami, zabójstwo Banka, uczta na dworze). Konsekwentnie realizowanej idei reżyserskiej dobrze służą dekoracje Wiesława Olko, wyłamujące się również z operowego schematu. Możemy zatem obcować z teatrem o szekspirowskim rodowodzie. Ale przede wszystkim jest to „Macbeth" Verdiego, twórcy znakomitego, choć poddanego kanonom belcanta, zwłaszcza we wczesnych dziełach. / Wielkim rolom Macbetha i jego żony podołać mogą tylko śpiewacy o najwyższych umiejętnościach. Z dwóch obsad premierowych w Warszawie znacznie lepiej wypadła, rzec by można językiem sprawozdawców sportowych, druga, młodzieżowa reprezentacja Teatru Wielkiego, mimo iż nikt właściwie nie ustrzegł się potknięć. / Młody i utalentowany Wiesław Bednarek jest świetny aktorsko, efektownie śpiewa popisową arię w IV akcie, ale brakuje mu czasem mocy i wyrazistości. Ryszarda Bacewicz długo czekała na wielką rolę i do takich z pewnością należeć będzie jej Lady Macbeth, choć razić musiało nadmierne forsowanie głosu w górnych rejestrach, zwłaszcza w ogromnie trudnej arii z I aktu. W tej obsadzie odnotować także należy występ dwóch młodych artystów: Ryszarda Morki (Banko) i Piotra Wnukowskiego (Malcolm), a przede wszystkim bardzo udany debiut w Warszawie Stanisława Kowalskiego (Macduff).