-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Życie Warszawy" -
Tytuł
Premiera "Manru" w Teatrze Wielkim. Rzecz o nietolerancji -
Data
01.07.1991
-
Treść recenzji
Opera „Manru" jest utworem mało znanym. Wystawiona została obecnie w Teatrze Wielkim w Warszawie z okazji 50-lecia śmierci kompozytora, a podniosłe rocznice nie kojarzą się nam najczęściej z inscenizacjami wybitnymi. Ciąży na nich piętno jubileuszowych uroczystości „ku czci". Z warszawską premierą „Manru" stało się inaczej. / Przedstawiono nam dzieło takie, jakie ono jest: pełne dramatycznej siły wyrazu, świetnie zinstrumentowane, zdradzające dużą inwencję melodyczną twórcy. / Okazuje się również, że jak każde solidnie skonstruowane dzieło operowe, nie musi tracić swoich wartości, by zyskać nowe, kiedy poddane zostanie współczesnym zabiegom realizatorskim. / Jest to spektakl o nietolerancji, który wobec niedawnych wydarzeń w Mławie, tu w Polsce, nabrał jeszcze dodatkowych znamion aktualności. / W scenografce, Barbarze Kędzierskiej znalazła Chojnacka świetną, rozumiejącą partnerkę. Ponury, okrutny świat góralskiej wsi zderza się z bajeczną kolorystyką obozu Cyganów. Wizja jest czytelna. Odniesienia - jasne. / Stronę muzyczną przedstawienia zrealizował Andrzej Straszyński, doskonale odczytując trudną partyturę. Uskrzydlił orkiestrę, która pod jego batutą brzmiała soczyście, miękko, choć niekiedy, uniesiona romantyczną frazą, trochę za głośno. To orkiestrze i ładnie śpiewającym chórom zawdzięczamy, że akt I w niezbyt szczęśliwie dobranych kostiumach (panie wyglądały jak... zakonnice) dał przynajmniej pełną satysfakcję muzyczną. / Z grona solistów wymienić trzeba przede wszystkim Bronisława Pekowskiego w roli wiejskiego znachora Uroka. Partię Ulany przekonująco zrealizowała Hanna Zdunek. Manru śpiewał Jacek Parol. W jego kulturalnej interpretacji zabrakło jednak siły głosu. Bardzo ładnie zaprezentował się jako Jagu Robert Dymowski. Wreszcie - sensacja obu wieczorów: Aza - efektowna, ślicznie śpiewająca studentka warszawskiej AM, Małgorzata Walewska. Udany debiut!