-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Ruch Muzyczny" -
Tytuł
"Quo Vadis" na operowej scenie -
Data
18.09.1994
-
Treść recenzji
„Quo vadis” Feliksa Nowowiejskiego jest dziełem par excellence oratoryjnym, a więc z natury statycznym i kojarzenie go z akcją oraz ruchem scenicznym jest działaniem trochę na siłę. Żywe obrazy w dekoracjach i kostiumach - owszem; poszczególne części dzieła noszą przecież nawet programowe tytuły, zaś wspaniała scenografia Ewy Starowieyskiej może z pewnością pomagać w wytworzeniu właściwego nastroju, pozwalając nadto, jeśli ktoś zechce, kojarzyć w myśli pożar starożytnego Rzymu z łunami płomieni nad walczącą Warszawą (skoro spektakl ten miał być hołdem pamięci Powstania). Natomiast już gwałtowne gesty chóru Rzymian w pierwszej scenie sprawiają wrażenie sztuczności, zaś osobliwa musztra oddziału żołnierzy na tle efektownego Marsza pretorianów, miast nasilać grozę i symbolizować potęgę rzymskiej władzy, daje niestety efekt raczej groteskowy. / Z kolei tak ważna dla ideowej wymowy całego dzieła scena spotkania uchodzącego z Rzymu Piotra z Chrystusem powinna chyba mieć charakter mistyczno-wizyjny (co przy dzisiejszej technice nie jest zbyt trudne do osiągnięcia). / Wszystko to jednak nie ujmuje niczego muzycznym walorom przedstawienia. W „Quo vadis” Nowowiejskiego zawiera się bowiem niemały kawał znakomitej naprawdę muzyki, o czym przekonał słuchaczy dowodnie debiutujący tu (tak!) przy pulpicie operowego kapelmistrza Stefan Stuligrosz oraz cały zespół Teatru Wielkiego: pięknie i potężnie brzmiące chóry, dzielnie na ogół radząca sobie ze spiętrzonymi w partyturze trudnościami orkiestra, no i grono solistów, pośród których szczególne uznanie zaskarbił sobie Jerzy Ostapiuk świetnym wykonaniem morderczo trudnej i forsownej partii Nerona, jak też Zbigniew Macias (Piotr Apostoł) oraz pełna uroku Ewa Iżykowska (Ligia).