-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Ruch Muzyczny" -
Tytuł
"Salome", czyli orkiestra górą! -
Data
07.02.1993
-
Treść recenzji
Wiele wskazywało, że będziemy mieli do czynienia z wydarzeniem niezwykłej rangi. Widoczna już przed podniesieniem kurtyny dekoracja - białe (jakby marmurowe) tarasy, ozdoby w kształcie wielkich muszli i baseny z „prawdziwymi" fontannami, odsłaniający się w głębi rozgwieżdżony kosmos z wiszącym nisko ciemnym księżycem, na jego zaś tle, także tam, w głębi i w górze, orkiestra z dyrygentem jako swojego rodzaju elementy tej inscenizacji - wszystko to zaskakuje, fascynuje i zachwyca, podobnie jak i pierwsze frazy prowadzonej przez Andrzeja Straszyńskiego orkiestry oraz początek tęsknej inwokacji Narrabotha. Ale potem… / Potem na scenie pojawiają się żołnierze w austriackich mundurach z czasów cesarza Franciszka Józefa, wkracza tytułowa bohaterka w krynolinie, białym futrze i długich rękawiczkach, za nią wychodzi na taras władca w uniformie rosyjskiego cara oraz Herodiada w stroju cesarzowej i... czar pryska. Ochanaan, czyli prorok Jan, który powinien być postacią uduchowioną, w wersji Majewskiego-Grzesińskiego przypomina raczej jaskiniowca. / A zatem było wydarzenie i był artystyczny sukces, czy też nie? Otóż - był niewątpliwie, a to przede wszystkim za sprawą wspaniale pod batutą Andrzeja Straszyńskiego grającej orkiestry, która stała się zbiorowym współbohaterem przedstawienia (nie tylko dlatego, że z kanału wyprowadzono ją na scenę) oraz za sprawą kreującej rolę tytułowej bohaterki młodej armeńskiej śpiewaczki Hasmik Papian, pozyskanej już na stałe do zespołu Teatru Wielkiego. Rozporządzając sopranem typu lirico spinto (a więc nie całkiem odpowiednim do tej ultradramatycznej partii) potrafiła przecież nadać mu tyle mocy i blasku oraz przepoić śpiewane frazy taką siłą ekspresji, że nie pozostawiła słuchaczom żadnego niedosytu, zachwycając nadto ślicznymi pianami; tylko dolny rejestr brzmiał chwilami zbyt słabo. Potrafiła też tchnąć w odtwarzaną rolę wiele prawdy, jakby na przekór noszonemu kostiumowi (którego się zresztą na koniec słynnej sceny tańca odważnie pozbyła). / Na szczere pochwały zasłużyli też inni protagoniści: Roman Węgrzyn (Herod), Wiesław Bednarek (Jochanaan), Ryszarda Racewicz (Herodiada) oraz Krzysztof Szmyt (Narraboth), jak zresztą i większość odtwórców postaci epizodycznych. Ciekawie pomyślany był „Taniec Siedmiu Zasłon".