-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Głos Pracy" -
Tytuł
"Straszny dwór" i "Halka" na Wielkiej Scenie -
Data
22.11.1965
-
Treść recenzji
Koncepcje inscenizacji „Strasznego dworu", jeśli oczywiście chcą pozostawać w zgodzie z librettem i muzyką, nie stanowią w zasadzie problemu. / O ile można było mieć pewne zastrzeżenia wobec „makroreżyserii" całości przedstawienia, o tyle na najwyższe uznanie zasłużyła troskliwość, z jaką wycyzelowane zostały szczegóły. Owa „mikroreżyseria" - będąca owocem współpracy Jerzego Merunowicza i Wandy Szczuki (ruch i gest sceniczny) - dała spektaklowi wieloplanowość akcji, toczącej się równolegle na paru płaszczyznach, dała kilka kapitalnych kreacji aktorskich, które — jak wiadomo — w operze nie należą do częstych zjawisk. / Orkiestra pod batutą Witolda Rowickiego mogła wręcz zaimponować świetnym zestrojeniem i precyzją gry, i wycyzelowaniem szczegółów. Bardzo dobrze śpiewał chór (przygotowany przez Józefa Boka), a na szczególne uznanie zasługuje jego wzorowa dykcja. Obsada partii solowych — niezwykle atrakcyjna. Kreację najwyższej miary stworzył Andrzej Hiolski, który całą swą rolę wykonał wręcz wzorowo tak pod względem wokalnym (wspaniały a pozbawiony pompatyczności Polonez), jak i aktorskim. Zdzisław Nikodem znakomicie śpiewał swą trudną partię. / Nieprześcigniona w swej roli Jadwigi Krystyna Szczepańska uczyniła za swej arietty prawdziwy klejnot sztuki odtwórczej. Dość niewdzięczna rola Hanny znalazła świetną wokalnie (choć obcą stylistycznie) odtwórczynię w Halinie Słonickiej; Stefan (Bogdan Paprocki i Zbigniew (Edmund Kossowski), szczególnie w pierwszych odsłonach, stworzyli kreacje przekonywające i wierne atmosferze opery. / Wreszcie balet. Pyszna scena kuligu i olśniewający Mazur w układzie Zbigniewa Kilińskiego. Czy jednak Mazur? Jego charakter, klimat, scenografia — wszystko to było chyba zbyt gładkie, zbytnio przypominające nie początek XVIII wieku (jak chce libretto) lecz raczej atmosferę wielkiego balu w Warszawie z epoki Prusa.