-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Ruch Muzyczny" -
Tytuł
Święto wiosny - Judyta - Syn marnotrawny -
Data
01-15.05.1962
-
Treść recenzji
„Judytę” Honeggera uważam za najbardziej wyrównaną część tego potrójnego spektaklu. Nie chodzi mi tu o stronę wykonawczą tylko, ale i o stronę koncepcyjną. Wszystko tam pasowało do siebie: taniec, muzyka, gra, stroje i dekoracje. Przejrzysta była ta „Judyta”; Barbara Miszel wywiązała się wspaniale z trudnej roli tytułowej, jej ekspresja była w każdej nucie i geście, ogromna tesytura jej partii nie wykraczała poza jej możliwości, głos niósł pięknie na tle orkiestry i wspaniałych chórów. Chórowi Filharmonii Narodowej należą się bowiem specjalne i entuzjastyczne pochwały. Jadwiga Dzikówna zciemnionym, a przecież „nośnym” głosem, znakomicie śpiewała w duetach z Judytą, jako Służebna. Zofia Wilma na tle chóru pięknie wykonała koloraturową kantylenę. (…) Trudna zawsze kombinacja tancerzy ze śpiewakami wypadła też bez zarzutu. (…) Holofernes, Feliks Malinowski, wykonał pięknie swą rolę, wyglądał szlachetnie. Niemal przestawał tańczyć, gdy zwracał się do Judyty, wszystko załatwiał gestem, wyrazem — a ograniczał mimikę do minimum. Za to w tańcu z niewolnicą, Krystyną Mazurówną, pokazywał niemal akrobatyczną klasę i siłę, nie przestając grać wodza. / Chóry, mądrze przemieszane z baletem, tworzyły świetny obraz, gdy stały oparte o ścianę płaczu w pierwszym obrazie. Majewski dobrze je poubierał, w jasne, pocięte ciemnymi pasami szaty, a z dekoracją mieścił się jak mógł na niewielkiej scenie. Scenę tę ograniczył jeszcze — i to we wszystkich trzech sztukach — gęstym, ciemnym tłem. (...) Już nie mam miejsca dla Syna marnotrawnego, a trzeba by mu roztworzyć ramiona „Ruchu”… To młodzieńcze dzieło, w którym Debussy jakby się jeszcze nie wykluł z jajka, wzrusza już przez sam fakt, jak pilnie Debussy komponuje w nim arie, duety, trio, chór i scenę baletową — aby już dostać wreszcie swoją „Prix de Rome", i pojechać do Villi Medicis — ażeby z niej wyrywać się z powrotem do Paryża. W stuletnią rocznicę urodzin tego mistrza warto poznać tak rzadko, niemal nigdy niewykonywane dzieło, inicjujące jego twórczość. / Halina Słonicka, Bogdan Paprocki i Zdzisław Klimek panowali w pełni nad rolami Matki, Syna i Ojca. Ten aż zabawnie „operowo" brzmiący Debussy — z chórami, jak zawsze znakomitymi — dał pole śpiewakom do pokazania dużej klasy, np. w duecie Matki z Synem, czy w świetnie zrównoważonym tutti końcowym, w którym trio śpiewaków wykonane było znakomicie, choć z tradycyjną statycznością — za co jednak odpowiedzialna jest przede wszystkim sama partytura.