-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Przekrój" -
Tytuł
Teatr Wielki w Warszawie: "Makbet" -
Data
16.03.1986
-
Treść recenzji
Szybki, filmowy montaż scen, jakim zawsze imponuje mi Grzesiński, uzyskany jest w „Makbecie” dzięki żelaznej kurtynie; Grzesiński operuje nią niemal w każdym obrazie, pewne fragmenty (choćby pierwszą arie Lady Makbet) rozgrywa na jej tle, na proscenium, w innych — kurtyna niejednokrotnie zmienia plan sytuacyjny w trakcie odsłony, opadając lub podnosząc się w czasie akcji, podnosząc się jedynie do połowy, itp. Dokładnie to wszystko przemyślane i sprawnie przeprowadzone. Wprawdzie szereg pomysłów tej inscenizacji nie tłumaczy się, niestety, wyraźnie (wielkie kukły w scenie z duchem Banka; postać Mnicha stanowiąca tajemniczy łącznik między poszczególnymi obradami; ciężkie chorągwie dźwigane trochę bez sensu przy każdej okazji), ale plastycznie jest to wszystko tak intrygujące, ze pobudza wyobraźnię widza i podtrzymuje emocjonalne napięcie — a to też coś znaczy! / „Makbet” wspiera się na dwu wielkich partiach: Makbeta i jego żony, przy czym ta druga — podobnie jak u Szekspira — bardziej jest eksponowana i bardziej forsowna; wymaga swobodnego operowania i w górnym, i w niskim rejestrze — śpiewana bywa zarówno przez soprany dramatyczne, jak i mezzosoprany. W Warszawie błysnęła w tej partii wspaniałym materiałem głosowym Ryszarda Racewicz; mezzosopran, lecz znakomicie atakujący także górne tony głosem pełnym blasku, nośnym, o pięknym, ciemnym brzmieniu. Zachwycająco wypadła w jej interpretacji wielka scena obłędu w IV akcie, a także efektowna aria z I aktu; jest to kreacja, jaka na długo pozostanie w pamięci! Doskonałym partnerem dla Racewicz okazał się także Jerzy Artysz jako Makbet; być może rodzaj jego głosu nie jest szczególnie predestynowany do partii wymagającej szorstkiego, chropowatego brzmienia, niemniej — Artysz jest tak znakomitym śpiewakiem, że wybornie odnalazł się również i w tej postaci, nadając jej wielką siłę wyrazu tak pod względem wokalnym, jak i aktorskim. W partii Banka słyszałem Ryszarda Morkę, arię Makdufa ładnie zaśpiewał Stanisław Kowalski... Do wysokiego poziomu spektaklu dostroiła się doskonale przygotowana przez Andrzeja Straszyńskiego i doskonale brzmiąca orkiestra.