-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Gazeta Stołeczna" -
Tytuł
To chyba nie był żart -
Data
01.08.1994
-
Treść recenzji
Po spektaklu część publiczności zerwała się z miejsc, rzęsiście bijąc brawo. Pozostali siedzieli zastanawiając się: czy to był dowcip, czy wszystko całkiem na serio? / Wygląda na to, że autorzy spektaklu nie żartowali. Świadczy o tym mowa, którą wygłosił po premierze kierownik muzyczny Stefan Stuligrosz, a także odczytany przez reżysera „Quo vadis” Ryszarda Peryta list realizatorów z dedykacją dla Jana Pawła II. Na widowni byli też ludzie naprawdę wzruszeni - należał do nich prymas Józef Glemp, który wygłosił kilka słów podziękowania. / Można to zrozumieć - dzieło jest podniosłe, napięcie dramatyczne dobrze rozłożone, rzemiosło muzyczne niezłe. / Robota reżyserska również jest dobra. Jednak pierwszy akt, z pożarem Rzymu i ludźmi krzyczącymi o zemstę, acz bardzo efektowny, przypominał co starszym widzom przedstawienia socrealistyczne. / W drugim akcie napięcie spada i buduje się podniosły nastrój: modlitwa chrześcijan w ciemnościach wśród światełek świec i gwiazd, dialog Ligii i Piotra, samotna droga Piotra na wygnanie, scena spotkania z Chrystusem. I nagle na koniec wszystko zostaje przełamane efektem, który mnie osobiście powalił. Ale ze śmiechu. / Na scenę wkracza chór we współczesnych ubraniach, a z głębi wyłania się sylwetka Bazyliki św. Piotra, w pierwszym momencie przypominająca fragment Pałacu Kultury. Intencja jest oczywista i łączy się z dedykacją przedstawienia. Ale nawet ci, którzy wzruszyli się dziełem Nowowiejskiego, uznali ten zabieg za zgrzyt.