-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Zwierciadło" -
Tytuł
Trzy razy miłość -
Data
06.05.1962
-
Treść recenzji
Twórcy nowej premiery w Operze Warszawskiej poczęstowali nas wybornym cocktailem, złożonym z trzech dzieł, różniących się koncepcją, formą, stylem, a jednak powiązanych ze sobą delikatną nitką, więzią tajemną i niezbadaną, chociaż dzierżącą odwieczną i wszechmocną władzę nad nieszczęśliwą parą człowieczej duszy i ciała. Ta nić to oczywiście miłość, ściślej: trzy jej barwy, miłość macierzyńska, mistyczno-pogańska i bohaterska, wspólny motyw, którym realizatorzy usprawiedliwili połączenie w ciągu jednego wieczoru tak odmiennych dzieł, jak scena liryczna „Syn marnotrawny” Debussy’ego, balet „Święto wiosny" Strawińskiego i dramat muzyczny „Judith" Honeggera. Krótko mówiąc, ujrzeliśmy trzy widowiska muzyczne pasjonujące bogactwem dźwiękowym i poetycko-psychologicznym, pobudzające wyobraźnię, frapujące problematyką i — żywiołowo wzruszające. Jeżeli zaś ich walory nie zostały uronione na gruncie tak niepewnym i śliskim jak deski sceny operowej, to należy gestem pełnym szacunku wskazać na wysiłek sztabu wykonawców, którzy stworzyli spektakl współczesny w formie i pełnowartościowy artystycznie. (…) Scenografowi Andrzejowi Majewskiemu wyobraźnia podsunęła urzekający pomysł w oprawie plastycznej do „Syna marnotrawnego". Białe postacie w zawojach na tle ciemnej, rozjaśnionej kilkoma świetlnymi plamami pruskiej zieleni — niby reminiscencja biblijnych płócien flamandzkich mistrzów — dalej trochę brudnych zacieków farby i parę pożółkłych kart hebrajskich przenoszących nas w podniecający świat przeżyć, jakie budzi obcowanie ze szczątkami starej, pełnej niedopowiedzeń przeszłości, a przy tym zmysłowe kolory ubiorów tancerzy, wnoszące jakiś śródziemnomorski, łaciński klimat, bliski muzyce Debussy'ego — wszystko to z jednej strony podbudowuje asocjacyjnym skrótem wyobraźnię, a z drugiej, swą barwnością wprawia w hedonistyczną euforię czystej, fizycznej przyjemności. (…) Bogdan Paprocki jako marnotrawny syn Azael zaprezentował swoje dojrzałe aktorstwo i wysoki kunszt wokalny rasowego artysty, pięknie wycyzelowane w najsubtelniejszych odcieniach dynamicznych frazy. Jego znakomitą partnerką była Halina Słonicka (Lia), posiadająca zadatki na wielką śpiewaczkę. Niepotrzebnie jednak przerysowała swoją rolę dramatycznie i co się z tym wiąże, forsowała głos.