-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Życie Warszawy" -
Tytuł
W oparach absurdu -
Data
24.10.2000
-
Treść recenzji
Premiera „Don Carlosa" nie spełniła oczekiwań. Szkoda. / Inscenizatorzy dzięki rozbudowanej warstwie dramaturgicznej oraz możliwościom realizacji niemal każdej wizji na superscenie Opery Narodowej mogli, lecz niestety nie udźwignęli ciężaru spektaklu. Szalone pomysły reżysera Krzysztofa Warlikowskiego i scenografki Małgorzaty Szczęśniak nie służą tu niczemu. Rozmywają przesłanie arcydramatu irytującymi płyciznami skojarzeń, nadmiarem tanich scenicznych i pozascenicznych efektów, pozbawionych cienia oryginalności. Kiedy w jednej z kluczowych scen pojawia się biały dym, sycząc głośno niczym para wydobywająca się z parowozu, w magię wielkiej sztuki zwątpili nawet najcierpliwsi widzowie. Poczuli, że zamiast w dramacie, uczestniczą w karykaturze farsy. To dlatego większość publiczności, która mimo wszystko dotrwała do końca spektaklu, pożegnała inscenizatorów głośnym buczeniem. / Wyzwaniu partytury Verdiego podołała na szczęście orkiestra pod batutą Jacka Kaspszyka oraz wybrani soliści. Są zawodowcami. Wiedzą, jak zagrać i jak zaśpiewać w dziele operowego geniusza. Mimo, albo raczej na przekór warunkom, jakie im stworzono. / To, że niektórzy z artystów zbudowali jeszcze wiarygodne postaci, zawdzięczać wyłącznie można ich talentom, odporności psychicznej i artystycznym osobowościom. Anna Lubańska w partii księżnej Eboli przekonała, że jest śpiewaczką o wspaniałych możliwościach wokalnych i aktorskich. Izabella Kłosińska jako nieszczęśliwa władczyni potrafiła wzruszyć barwą jedynego w swoim rodzaju głosu. / Mieczysław Milun w przerysowanej aktorsko partii Inkwizytora przynajmniej pięknie zaśpiewał. Osobne słowa należą się Marcinowi Bronikowskiemu w roli Rodriga, którego głos, miękki, pełen ciepła, zabrzmiał może niezbyt mocno, ale za to przekonująco.