-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Trybuna Ludu" -
Tytuł
W służbie narodowej sztuki -
Data
23.11.1965
-
Treść recenzji
Ożyła znów lira z cegły, rozbrzmiała muzyką polską sala Teatru Wielkiego w Warszawie, wbrew wysiłkom tych, którzy wraz z nią zniszczyć chcieli kulturę polską. Jest znowu Teatr Wielki w Warszawie, gra się tam i śpiewa po polsku, kwitnąć tam będzie polska sztuka, polska muzyka, polski teatr. I trudno bez wzruszenia pisać o owych wielkich dniach kultury narodowej, kiedy weszliśmy znowu po ćwierćwieczu do tego gmachu. Decyzją państwa ludowego, wieloletnim wysiłkiem dr. Arnolda Szyfmana, zmarłego niedawno wielkiego architekta Bohdana Pniewskiego i całego legionu tych, którzy ten teatr budowali, możemy znów usiąść na widowni Teatru Wielkiego i posłuchać dzieł naszej narodowej Muzy. / Przebrzmiały fanfary, czas przeprowadzić pierwszą ocenę inauguracyjnych premier. Zacznijmy od „Strasznego dworu”. Orkiestra brzmiała pięknie, po pierwszych taktach uwertury, kiedy blacha zagłuszała smyczki, dźwięk się wyrównał, a Witold Rowicki wydobył z partytury wiele uroków tej tak bardzo polskiej muzyki. Ale im dalej szło przedstawienie, tym więcej zastrzeżeń wzbudzała jego reżyseria. Pragniemy, by Opera Warszawska stała się prawdziwym teatrem muzycznym, teatrem śpiewających aktorów, nie tylko zaś terenem popisów orkiestry, chóru (bardzo dobrego), wybitnych śpiewaków i tancerzy. I tego teatru muzycznego zabrakło nam w przedstawieniu „Strasznego dworu". Tekst opery docierał bardzo rzadko do widzów i słuchaczy. Wyróżniał się tu swą czysta dykcją, wyraźną emisją i kulturą śpiewaczą Andrzej Hiolski, a także Bożena Brun-Barańska, bardzo pięknie zaśpiewał arię z kurantem Bogdan Paprocki, Halina Słonicka uporała się z trudnościami arii Hanny w IV akcie (przez wiele lat skreślanej słusznie przez inscenizatorów), ale już Bernard Ładysz zaśpiewał arię Skołuby poniżej swych możliwości. Poważne wątpliwości wzbudza też praca Jerzego Merunowicza nad całością inscenizacji i układem poszczególnych sytuacji. / Nie wydaje mi się, by inscenizacja Merunowicza, kładąca główny nacisk na liryczną stronę „Strasznego dworu" i zaniedbująca całkowicie jego walory komediowe, celebrująca tę operę poprzez statyczne ustawienie chórów i formująca przedstawienie w kształt swoistej „mszy narodowej" była dziś słuszna. Nie mogę się także zgodzić ze scenografią. / Honor Teatru Wielkiego uratowało piękne przedstawienie „Halki”.