-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Kultura" -
Tytuł
Wagner w Wielkim -
Data
05.04.1989
-
Treść recenzji
Przedstawienie okazało się wspaniałym przeżyciem! Być może pracowano nad nim bardziej, może miało więcej prób (jeśli się mylimy, przepraszamy!), a może po prostu właśnie ta muzyka bardziej przemówiła do zespołu i jego szefa, bowiem całość aż kipiała od emocji i namiętności, przedstawienie toczyło się wartko i sprawnie, wspaniała muzyka przemówiła triumfalnym bogactwem wszelkich barw i napięć, słowem, słuchaliśmy niczym oczarowani. / Drugi już raz podziwialiśmy scenografię (Gunther Schneider-Siemssen), a szczególnie wspaniałe schody w drugim akcie. / Mniej nam się podobało samo zakończenie: alegoria nie okazała się szczególnie subtelna, odniesienia do współczesności dosyć łopatologiczne, całość nosiła raczej dydaktyczny niż artystyczny charakter. Ale taka teraz moda: również na jej karb należy położyć tłumy hitlerowców (i nieco robotników) w jakich przekształcili się sceniczni Nibelungowie, czy też Zygfryda w dżinsach i T-shircie z wielkim mieczem w garści. / Co by się jednak nie rzekło, o jakości operowego przedstaw świadczą przede wszystkim śpiewacy. Austriaczka Gudrun Volkert w „Zmierzchu" potwierdziła swoją klasę: głos brzmiał mocno i dźwięcznie, śpiewaczka zachowała świeżość aż do znakomitego finału, którego słuchaliśmy niczym przykuci do krzeseł. / Druga wielka rola, to Hagen Andrzeja Saciuka: po niedokarmionym nieco Smoku Fafnera w „Zygfrydzie" nie spodziewaliśmy się szczególnie wiele; ale artysta zgotował nam wspaniałą niespodziankę. /Hagen był główną indywidualnością na scenie. Łatwo dominując nad niemrawym Zygfrydem: świetnie dostosowany scenicznie, w znakomitej formie głosowej, suwerenny i pewny siebie - coś wyjątkowego na polskich scenach! / Nieustającą formą doprawdy zachwyca Krystyna Szostek-Radkowa, tym razem w roli Waltraute; kapelusze z głów! Znakomicie wypadł też Jerzy Artysz jako Gunther: młody, piękny mądre aktorstwo, muzykalny umiar, jak zwykle. Piękny głos p. Bargiełowskiej sprawił, że obraz, który zwykle traktowany jest jako wstęp zabrzmiał pełnym muzycznym i scenicznym dramatyzmem. Słowem, było czego i kogo słuchać, a publiczność umiała to docenić i owacje po przedstawieniu były nie tylko burzliwe i długie, ale przede wszystkim naprawdę szczere, oczekiwano czegoś nadzwyczajnego,za to widzom naprawdę potrzebnego i wszyscy cieszyli się tym, że się nie zawiedli.