-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Literatura" -
Tytuł
Z dnia na dzień -
Data
20.02.1975
-
Treść recenzji
A zatem dość niezwykły w mojej egzystencji ewenement: wieczór spędzony w gargantuicznym gmachu na placu Teatralnym. Niestety, w słuchaniu olśniewającej, starczej (tylko z dat) muzyki Verdiego i ładnego śpiewu zagranicznych gości przeszkadzał mi naiwny, prostoduszny realizm reżyserii oraz scenografii, szczególnie trzeci akt wydał mi się pod tym względem żałośnie staromodny i banalny, pozbawiony humoru i lekkości, a przecież i muzyka, i libretto zarówno o humor, jak i o lekkość się proszą. / A jednak, mimo tych niedostatków, ani chwili na dość sztampowym przedstawieniu nie nudziłem się, opuściłem ostatecznie gmach Teatru Wielkiego więcej aniżeli przeciętnie usatysfakcjonowany. To ożywcze poruszenie zawdzięczam Kazimierzowi Kordowi. Ten nie najlepiej w rodzinnym kraju potraktowany dyrygent i mimo młodego wieku, doświadczony pedagog jest niezwykłą, porywającą osobowością muzyczną. Niskiego wzrostu, drobny i ruchliwy, z aparycji bardzo młodzieżowy — przy pulpicie dyrygenckim zmienia się w czarodzieja, jest fascynujący w każdym geście i w nieomylnej muzykalności, która sprawił, że owe gesty są tak sugestywne i zachwycające. Mówili mi bywalcy i znawcy, że orkiestrę Opery, na co dzień daleką od doskonałości, Kord natchnął całkiem nowym duchem. Wielkiego formatu artysta!