-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Życie Warszawy" -
Tytuł
Zamknięty "Pierścień" -
Data
09.03.1989
-
Treść recenzji
Ma nareszcie wagnerowskie arcydzieło publiczność stolicy. / To co oglądamy obecnie w naszej własnej, warszawskiej wersji, uświadamia nam przede wszystkim absolutnie nieograniczone możliwości ludzkiej fantazji, mogącej, co najważniejsze, znaleźć swoje urealnienie na ogromnej, znakomicie wyposażonej technicznie scenie Teatru Wielkiego. Kolejne obrazy, począwszy od przepysznej groty w I akcie „Zygfryda", po apokaliptyczną zagładą starego świata w „Zmierzchu bogów", są godne stanąć w szranki z każdą z superprodukcji filmowych. / Szczególne tu słowa uznania należy przekazać ekipie technicznej teatru, pod wodzą dyr. Jerzego Bajora, dzięki której nawet te najbardziej skomplikowane elementy dekoracji pełnią swoją rolę bez zarzutu. / Reżyser pragnął - i prawie mu się to udało - uniknąć wszelkich aluzji politycznych, koncentrując przesłanie „Pierścienia" na odwiecznych problemach ludzkiej egzystencji, zagrożonej tworzeniem się ustrojów totalitarnych, triumfem przemocy, żądzą złota, śmiercią najbardziej odważnych bohaterów. Świat zła jednak ginie, zaś na jego zgliszczach rodzi się inny, nowy, niosący ludzkości nadzieję. / W przezwyciężaniu wieloletnich już uprzedzeń, wynikających jednak przede wszystkim z nieznajomości wagnerowskiego dzieła - śpiewacy. W obsadzie „Zygfryda" znajdujemy kilkoro znakomitych i wśród nich, może trochę wbrew prawom gościnności, wyróżnić należy najpierw Zdzisławę Donat, która zaśpiewała niewielką wprawdzie, lecz znaczącą partię ptaka leśnego - urzekająco. Cudownie brzmiący baryton Wotana (Wędrowca) Anthony'ego Raffella z Wielkiej Brytanii, znakomicie zarysowane role Albericha, znanego nam z ubiegłego roku Karla Heinza Herra oraz Fafnera - gościnnie występującego w teatrze świetnego basa Andrzeja Saciuka, niezapomiany, potężny alt Erdy - Raisy Kotowej, były doprawdy ucztą dla publiczności. Głos Zygfryda - Jamesa McCray'a z USA, wydaje się odrobinę zbyt liryczny, żeby nie powiedzieć za miękki, lecz trzeba przyznać, że artysta wytrzymał kondycyjnie do samego końca spektaklu.