-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Ruch Muzyczny" -
Tytuł
Bajka o Mahagonny -
Data
01-15.02.1964
-
Treść recenzji
Partytura Weilla zawiera sporo miejsc smakowitych, parodystycznych i zaprawionych makabrycznym dreszczykiem (scena egzekucji); zbyt gęsty jest jednak ów neooperowy sos oblewający te wszystkie smaczki. Górzyński zrobił tę muzykę znakomicie; wydobył z partytury wszystko to, co można było z niej wydobyć. / Ale to, co widzimy na scenie Opery Warszawskiej mało ma wspólnego z teatrem brechtowskim, więcej - wydaje się na pierwszy rzut oka wręcz sprzeczne z tym do czego przyzwyczaiła nas konwencja brechtowskiego teatru. / Hanuszkiewicz i Mikulski z tego gangsterskiego moralitetu, z tego swoistego odbicia niespokojnej atmosfery lat „wielkiego kryzysu", zrobili widowisko alegoryczne i niemal baśniowe. Jest to wizja teatru Brechta ustatyczniona (niejako wbrew muzyce) i biorąc rzecz czysto wizualnie swoiście zgeometryzowana: kształtami czy figurami rządzącymi scenografią są prostokąty, kwadrat, trapez, plakatowe płaszczyzny poruszające się, zjeżdżające i wjeżdżające na scenę ruchem zautomatyzowanym. / Ta robota reżysersko-scenograficzna jest sama w sobie znakomita. Sceniczna wizja „Mahagonny” jest piękna w zestawach, kompozycjach kształtów i kolorów, w grze świateł. Gdyby jeszcze przemówił tekst, gdyby był w pełni zrozumiany, słyszalny i w dodatku dobrze przełożony, i sugestywnie podany, może wtedy w jakiś nowy sposób uwypukliłaby się specyficzna, intelektualna plakatowość stylu brechtowskiego. Niestety, o właściwej akcji widowiska widz-słuchacz musi dowiadywać się z programu: statyczna koncepcja całości raczej zaciera treść, fabułę, niż ją uwypukla. / Hanuszkiewicz, nie dysponując materiałem aktorskim najwyższej jakości, konsekwentnie pokierował ruchem aktorów na scenie, ograniczył ten ruch, wystylizował go i skonwencjonalizował. W całym przedstawieniu czuje się myśl, koncepcję, konsekwencję, czuje się prowadzenie i ustawienie aktorów, czuje się reżyserię i osobowość reżysera. Może ktoś zauważyć - nie bez pewnej słuszności - że to właśnie wada przedstawienia, że reżyser powinien być niedostrzegalny. Mimo wszystko - bronię „Mahagonny” w Operze Warszawskiej. Imponuje mi konsekwencja, czystość i precyzja roboty reżyserskiej, nawet jeżeli ta robota jest skierowana niejako wbrew samemu dziełu.