-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Sztandar Młodych" -
Tytuł
Chata rozśpiewana -
Data
26.11.1965
-
Treść recenzji
Kiedy pierwszy raz weszliśmy do tego gmachu, wydał nam się dziwnie daleki. Wszystko tu było nowe, wszystko nieznane. Drugiego dnia czuliśmy się tam już całkiem swojsko — prawie jak we własnym domu. A jeśli nie w domu, to w chacie — oczywiście chacie góralskiej, w którą scenograf-czarodziej Andrzej Stopka zamienił na ten wieczór w pałacowe wnętrze Teatru. Tak autentycznie góralskiej „Halki” nikt z nas — powojennego pokolenia — nie pamięta. Stopka osiągnął to w sposób najprostszy, niczego nie stylizując, a tylko naśladując wiernie wszelkie szczegóły podkarpackiej sztuki ludowej, ubioru i budownictwa. Koncepcja scenograficzna jest chyba z możliwych najbardziej tradycyjna. Jesteśmy skłonni ją przyjąć pod warunkiem pełnej jednolitości. Jednolitość ta została, niestety, naruszona przez zawieszenie w każdym akcie jako tła prostokątnych panneaux z namalowanym krajobrazem. Ta umowność kłóciła się z autentyczna prostotą kostiumów i dekoracji i przeszkadzała nawet uwierzyć w autentyczność dramatu Halki. / Nie patrząc jednak na tło, jak również na brzydką i zupełnie nieczytelną w swojej symbolice ramę sceniczną — czuło się płynącą ze sceny falę ludowości. Najbardziej spiętrzyła się ona w III akcie, gdzie statyczne i półstatyczne elementy scenografii zostały połączone z ruchem. Tańce góralskie (układ Eugeniusza Paplińskiego) tak pod względem choreograficznym, jak i kolorystycznym były znakomite. / Soliści na ogół gorsi od tych, którzy śpiewali ostatnio tę samą „Halkę” w Romie. Nie wiem, ile w tym winy nie najlepszej akustyki w Teatrze Wielkim, a ile samych śpiewaków, ale głosom Haliny Słoniowskiej (Halka), Wiesława Ochmana (Jontek), Zdzisława Klimka (Janusz) i Bernarda Ładysza (Stolnik) brakowało tego blasku, do jakiego przyzwyczailiśmy się, słuchając tej opery w najlepszych wykonaniach.