-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Ruch Muzyczny" -
Tytuł
"Elektra" - ewenement czy epizod? -
Data
15.04.1971
-
Treść recenzji
Premiera "Elektry" w Teatrze Wielkim stała się artystycznym wydarzeniem dużej miary, zwłaszcza że — cokolwiek by się nie mówiło —uwieńczona została poważnym sukcesem. Już sama scenografia Andrzeja Majewskiego, monumentalna, pełna fantastycznego uroku i posępnego patosu, w wizjonerski niemal sposób zespolona z atmosferą rozgrywającego się dramatu, z miejsca podbiła i urzekła widownię. Jan Krenz prowadził dzieło Straussa po mistrzowsku, z wielkim dramatycznym nerwem, nie zatracając przy tym jego konstrukcyjnej logiki. Dzięki świetnej reżyserii Aleksandra Bardiniego nie mieliśmy do czynienia z symfonicznym koncertem w kostiumach, ale każda bodaj postać antycznej tragedii żyła i własny, wyrazisty posiadała charakter. Z trudnej próby wokalnych możliwości czołowi artyści Teatru Wielkiego wyszli zwycięsko: Hanna Rumowska dała pełną miarę swego talentu i ma prawo zaliczyć rolę Elektry do najświetniejszych swoich artystycznych osiągnięć. Krystyna Szostek-Radkowa była znakomitą Klitemnestrą: nie tylko imponowała szlachetnym brzmieniem głosu i świetnym podawaniem tekstu (który nie u wszystkich był zrozumiały), ale także w odpowiednch momentach akcji ujmowała kobiecym urokiem, pozwalającym zrozumieć jej zbrodniczy wpływ na Egista. Hanna Lisowska, śpiewająca bardzo ryzykowną partię Chryzotemis, zdumiała wręcz słuchaczy mocą i blaskiem swego głosu. Bardzo dobrym Egistem okazał się Roman Węgrzyn; w partii Orestesa Andrzej Hiolski sprawił słuchaczom jak zawsze satysfakcję swą wielką muzyczną kulturą.