-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Życie Warszawy" -
Tytuł
"Rozkwit i upadek miasta Mahagonny" -
Data
11.12.1963
-
Treść recenzji
Ta premiera oczekiwana była z większym jeszcze zainteresowaniem niż wszystkie poprzednie. Pierwszy Brecht na scenie operowej - to emocje nie tylko dla melomanów, ale również ludzi teatru, którzy jego sztukę wyjątkowo sobie upodobali. / Jeszcze przed pierwszym podniesieniem kurtyny panowała na sali ta specyficzna atmosfera podniecenia, towarzysząca tylko wyjątkowo ważnym wydarzeniom artystycznym. Kiedy jednak kurtyna spadła po ostatnim akcie temperatura braw była bardzo niska, a nastrój daleko odbiegał od tego, do czego byliśmy przyzwyczajeni na sali Warszawskiej Opery ostatnimi czasy. Dlaczego? Kto tu zawinił? / Libretto Brechta z całą zawartą w nim problematyką społeczną było na pewno ostre i drapieżne, ale w latach trzydziestych naszego wieku. / Słowa podane ze sceny operowej, gdzie w niedostatkach dykcji giną teksty chóru i solistów, gdzie język - bardzo niedoskonałego zresztą - przekładu ulega w znacznie większym stopniu potrzebom muzycznej artykulacji niż prawom dramaturgicznego wyrazu - wszystko to sprawia, że niewiele zostaje z klimatu wielkich dzieł Brechta. Jedynie jakaś niewyraźna historia o trzech hochsztaplerach w mieście Mahagonny i śmierci Jima Mahoney’a, który ginie, bo nie ma czym zapłacić za whisky. W tej sytuacji nawet napisy, stanowiące główny element dekoracji nabierają wymowy pustych sloganów, a trzeba wiele dobrej woli, aby w tajfunie ocierającym się o miasto doszukać się grozy atomowego grzyba, niszczącego siedlisko rozpusty i bezprawia... / Wykonawcy zasługują jednak na komplementy za olbrzymi wysiłek i ambicje, z jakimi podeszli do bardzo trudnego i zupełnie dla nich nowego zadania.