-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Życie Warszawy" -
Tytuł
Scalone wizje sceniczne -
Data
25.11.1970
-
Treść recenzji
Zawsze nam się marzyło, kiedy myśleliśmy o tej scenie: żeby była ona miejscem dyskusji o nowej sztuce, dyskusji nie posługującej się słowami, ale żywym teatrem muzycznym; aby tutaj, na Scenie Kameralnej Teatru Wielkiego w Warszawie, można było znajdować odpowiedź na nurtujące pytania związane z szansą odnowy opery i baletu. (…) Jeżeli jednak miałby to być warsztat doświadczalny — to dla wszystkich: nie tylko dla realizatorów, ale i wykonawców. Również młodych zdolnych artystów, którzy tutaj na małej scenie powinni zdobywać prawo do występu na wielkiej scenie, tutaj zdawać życiowy egzamin, otwierać sobie drogę do własnej kariery... / Stawiając tak wysokie wymagania Scenie Kameralnej TW i wiążąc z nią tak duże nadzieje, z zaciekawieniem, a zarazem niepokojem czekaliśmy na prapremiery dwu spektakli polskich kompozytorów. Obawy okazały się płonne — nadzieje w dużym stopniu spełnione! / Byliśmy wreszcie uczestnikami teatru muzycznego. Takiego, w którym znalazły się wszystkie elementy: słowo, dźwięk, cisza, światło, barwa, pantomima, taniec, gra aktorska. Twórcy i realizatorzy, w każdym z dwu przypadków, inaczej rozwiązali swe zadania. Uzależnione to było w dużym stopniu od możliwości, jakie kryły w sobie tekst i muzyka. Saint-Exupéry i Shakespeare. „Mały Książę", który subtelną poezją baśni zachwyca dzieci, a zdumiewa filozoficzną głębią dorosłych; i najbardziej poetycka opowieść o miłości, historia kochanków z Werony. / „Julia i Romeo" — to wspaniałe widowisko, które zachwycało od początku do końca; zdumiewało bogactwem inscenizacyjnych pomysłów, których dobry smak szedł o lepsze z pełną inwencji oryginalnością; świetna, o dramatycznym napięciu muzyka, jednorodnie wiążąca się w każdej chwili z tym, co działo sie na scenie, była tu równorzędnym bohaterem dramatu. Ciekawie wykorzystane chóry o „stereofonicznym" rozłożeniu głosów, spełniały niejako rolę poetyckiego komentatora. Scenografia prosta, ale dzięki bogatej grze świateł, co moment zmieniająca swe plastyczne walory; znakomity pomysł z zawieszeniem postaci Fatum na siatce rozpiętej nad sceną: sylwetka tancerza przypominała wielkiego, groźnego pająka czyhającego na swe ofiary. (…) „Mały Książę" narodził się w koncepcji Zbigniewa Bargielskiego jeszcze w roku 1964, komponowany i opracowany z myślą o dzieciach. To zaważyło chyba w sposób istotny na pewnych jeszcze niedostatkach tego widowiska. Nazwa „opowiadanie muzyczne" jest tu raczej umowna: w warstwie dźwiękowej nie znajdujemy tu przecież wiele więcej muzyki niż w ambitnym teatrze dramatycznym, zamawiającym dla określonego spektaklu muzykę u któregoś z wybitnych kompozytorów. / Stąd też w „Małym Księciu” uwaga skupia się raczej na teatrze, na słowie niż na — interesującej skądinąd — muzyce, która tutaj spełnia służebną rolę ilustratora, ciekawie ubarwia swą obecnością tekst, wypełnia ciszę między poszczególnymi obrazami.