-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Polityka" -
Tytuł
Ten wzniosły, czysty Monteverdi -
Data
09.01.1972
-
Treść recenzji
Siedzę i patrzę na tę „Koronację Poppei”, którą napisał Monteverdi mając 75 lat i która, jak powiada Bohdan Pociej, ustanowiła teatr operowy. W komnatach Poppei przeważają tony złoto-brązowo-czerwone, złoto i czerwień dominują też w kostiumach cesarskich kochanków. U Oktawii gama płócien zmienia się w złoto-brązowo-niebieską, kostiumy Oktawii, jej powiernicy i Ottona są niebiesko-srebrne. Do płomienia i ciepła domieszano teraz trochę chłodu. A śmierć Seneki będzie, już cała szaro-srebrzysta, w płótnach, kostiumach i świetle. Bardzo delikatna jest liryka tej inscenizacji. / Cieniowanie barwą konfliktu i motywów trwa do końca. Jak i oscylacja między konwencją barokową a współczesną. Wolałbym co prawda, żeby Oktawia i Neron nie opierali się ręką o trójnóg pośrodku, skoro przedtem Oktawia grzała nad nim dłonie: nie wygasł przecież jeszcze. I żeby barokową „zmianę otwartą” stosować nie dodając straży, która ni stąd ni zowąd zmienia raz płótna „ręcznie”, zamiast żeby podjechały w górę, zaś inne zjechały w zamian. Może jednak inaczej się nie da, bo pod koniec podjechały i utknęły, zupełnie jak żelazna kurtyna u Szajny w Polskim. Wiadomo: im wspanialszy gmach, tym gorszy klops w środku. W Teatrze Wielkim mechanizacja sceny jest tak olśniewająca, bezszmerowa i nowoczesna, że oczywiście zwykłego płótna nie można podciągnąć bez awarii. / A w tę przestrzeń wielką, prawie pustą, Ludwik René wypuścił śpiewaków i dopilnował, by za dużo nie grali. Śpiewają tylko. Czasem majestatycznie przejdą parę kroków w ogromnych, sutych kostiumach, piękne żywe lalki. Co za szczęście, że nie grają. / Kiedy nie stawia się ludziom zadań ponad siły, robią przecież co mogą — i z przezroczystej muzyki Monteverdiego zespół wychodzi w sumie obronną ręką, a nawet z pewnym żarem. Co więcej, u Jerzego Ostapiuka (Seneka) rozumie się cały tekst, zaś u Henryka Grychnika (Neron) i Haliny Słonickiej (Poppea) przeszło połowę. / Siedzę, patrzę na scenę. Słucham już tylko muzyki. Bardzo jest piękna. Prosta, niemal dziecinna, a jakże kryształowa, wyrafinowana, cienka. Ile w niej ognia, ruchu — jaka harmonia, spokój, jaka stoicka pogoda! Idźcie na to. Jeżeli najdzie was neurasteniczna chandra, jeśli zacznie was nagle nużyć teatr współczesny, i tradycyjny, i awangardowy, jeśli poczujecie, że macie już tego po uszy, że dość macie także happeningu i pop-artu, aleatoryzmu i sztuki psychodelicznej, i seksmaniactwa, i filmowej licytacji w brutalizmy, i całego nadużywania „mocnych uderzeń”. Idźcie na „Koronację Poppei”. Rozśmieszy was może, może zacznie was nudzić. To nic. Poddajcie się tej akcji i tej muzyce. Zanurzycie się w nie wreszcie, jak w wody Adriatyku latem koło południa, kiedy są ciche, błękitne, szklane, prześwietlone słońcem — te westchnieniem popłyniecie wśród złotych migotań w głąb, do dna, gdzie powolnym, majestatycznym rytmem snują się ciemne cienie, cienie zjawisk rzeczywistych, fal na powierzchni, których już tylko domyślać się będziecie, zanurzeni.