-
Autor
-
Tytuł czasopisma
"Polityka" -
Tytuł
Znakomita "Elektra" -
Data
16.01.1971
-
Treść recenzji
Spektakl warszawski można by przenieść z powodzeniem na każdą europejską scenę. Jan Krenz, kierownik muzyczny całości, przede wszystkim wykazać mógł pełnię talentu i mistrzostwa doświadczonego symfonika, prowadząc orkiestrę zwiększoną do stu instrumentalistów w sposób zarówno precyzyjny, jak pełen ognia i rozmachu. Zostawiając wrażenie potęgi brzmienia zespołu — nie krył nim śpiewaków na scenie. Drugim elementem zachwycającym tego niezwykłego spektaklu jest scenografia Andrzeja Majewskiego, który — jeszcze taki młody! — zdobywa już międzynarodową sławę. „Elektrze" dał kostiumy i dekoracje kongenialne. / Sceną pełną złota i przepychu, rozmigotaną i wabiącą dziesiątkami różnych elementów, plastycznie doskonałym sposobem Majewski uzupełnił brzmienie orkiestry. Miał brawa na otwarcie zadziwiająco skonstruowanej kurtyny, a takie brawa od tradycyjnie zimnej premierowej publiki należą do rzadkości! / Reżyseria Bardiniego nie znajduje lepszej pochwały nad tę, że reżyserii się nie odczuwało. Po prostu każdy na scenie zachowywał się tak, jak można sobie wyobrazić zachowanie bohaterów greckich tragedii. / Krenza zapewne to zasługa (dyrektor muzyczny teatru), że Hanna Rumowska–Machnikowska morderczą partię Elektry zaśpiewała - z małymi wyjątkami w pierwszej części - krągło, nośnie, soczyście. / Rewelacją był występ Hanny Lisowskiej (sopran) jako Chryzotemis. Wcześniej nie słyszana w żadnej większej partii, a tu od razu taka odpowiedzialna, śpiewana i grana wybornie prezencja co się zowie. Ho, ho, ho... Andrzej Hiolski i Roman Węgrzyn, nie tylko wybitni śpiewacy, lecz i aktorzy, ze swych niewielkich ról potrafili zrobić interesujące kreacje. Węgrzynowi pomógł w tym scenograf, każąc oblać go sztuczną krwią, skutkiem czego negatywny bohater wyglądał na co zasłużył: jak zarzynany buhaj. / Gdy Klitemnestra drwić jęła z Elektry, jej śmiech – powstrzymywany przez dwórki – przerzucono na stereofoniczne głośniki, co przyniosło świetny efekt nadludzkiej drwiny; lżenia na miarę herosów.